Na skraju paniki

Na skraju paniki

Naszym obligacjom udało się przebić czerwcowy szczyt rentowności, który wydawał się dotąd ustanowiony przypadkowym zleceniem spanikowanego inwestora. Nowy szczyt nie utrzymał się jednak długo. Przybywa opinii zarządzających sądzących, że „rynek się myli” i przecenił obligacje o wiele za daleko.

Nowy szczyt rentowności dziesięciolatek (8,19 proc.) nie mógł utrzymać się choćby z tego powodu, że w zaledwie dwa tygodnie rentowność wzrosła o 2 pkt proc., a w dwa miesiące o ponad 2,8 pkt.

Tempo marszu jest zbyt wysokie, nawet pokłady skrajnego pesymizmu kiedyś muszą się kończyć, potrzebne jest miejsce na oddech. Nie musi to jednak oznaczać, że teraz ceny obligacji będą już rosły, ani tym bardziej że wzrost rentowności nie ma uzasadnienia fundamentalnego. Inflacja wciąż grubo przewyższa rentowność obligacji i stopy procentowe, a w dającym się przewidzieć horyzoncie tempo wzrostu cen utrzyma się na dwucyfrowym poziomie. Warto więc pamiętać, że historycznie – do 2015 r. – stopy proc. i rentowność obligacji były wyższe od inflacji (w ten sposób udało się nad nią panować), a biorąc pod uwagę stuletnią historię działania Fed, to właśnie dodatnie realne stopy procentowe są sytuacją „normalną”, a obecna sytuacja jest aberracją, czy też raczej wynikiem eksperymentu, którego należało się od początku spodziewać. Jego twórca – Ben Bernanke został właśnie uhonorowany nagrodą Nobla za uratowanie systemu finansowego przed katastrofą, co dowodzi jak różnie można oceniać te same działania. Ostatecznie to właśnie decyzje banków centralnych i polityka ciągłego luzowania polityki pieniężnej doprowadziły nas do obecnej sytuacji (o udziale rządów oczywiście nie należy zapominać).

Jak dotąd, to nie wskazania rynku, a opinie zarządzających o dogodnym momencie do zakupu obligacji okazały się błędne (a pierwsze takie sugestie pojawiały się już w wakacje ubiegłego roku), co kosztowało inwestorów sporo nerwów. W pewnym momencie jednak rynek rzeczywiście przestrzeli i zacznie się odwracać. Co musi się wydarzyć, żeby do tego doszło? Zwykle przesilenie wyznacza wybuch rynkowej paniki. Jakie okoliczności muszą się pojawić, żeby świat obligacji znalazł się w takim stadium? Rynek musi zacząć kwestionować nie tyle sens wyceny obligacji versus perspektywy inflacji, ale wypłacalność emitentów długu. Wtedy właśnie wybuchnie panika z prawdziwego zdarzenia, która mogłaby wyznaczyć trwały punkt przełomowy.

W poprzednim kryzysie finansowym sporo opinii dotyczyło ryzyka bankructwa krajów południa Europy, w szczycie paniki wymieniano nawet Francję jako kraj, którego zadłużenia nie da się udźwignąć na dłuższą metę. Dziś czarnym Piotrusiem stają się obligacje Wielkiej Brytanii. Rezygnacja ministra finansów w dniu, na który bank centralny wyznaczył zakończenie interwencji rynkowej może okazać się punktem zapalnym do dalszych spadków i wybuchu paniki. Lub chwilowym punktem zwrotnym, gdyby Bank Anglii postanowił pointerweniować jednak jeszcze trochę.

Rynek finansowy – już jako całość - jest gotowy do zwrotu. Giełdowe indeksy ubijają dno i odbijają się od niego mocniej niż spadają w jego kierunku, notowania metali szlachetnych wiercą się podskakując i spadając w tygodniowych falach, ale nowych minimów też nie notują. Przesilenie jest blisko, a sygnał wyjdzie właśnie z rynku obligacji, najpewniej brytyjskiego. Jeśli inwestorzy nie dostaną pretekstu do odreagowania, efektem może być właśnie kolejne osunięcie cen i wybuch paniki. Obecna faza rynku ma to do siebie, że o kontynuacji lub zmianie zadecydują emocje, a nie czynniki fundamentalne. Inwestorzy przestają myśleć, a zaczynają czuć rynek. To również zapowiada zwrot. Tyle tylko, że nie wiadomo z jakiego poziomu.

Emil Szweda, Obligacje.pl

Foto: Analizy.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.