Całkiem pod prąd

Emil_Szweda_Obligacje.jpg

Zapowiedź przemiany PGE z największego truciciela w zieloną spółkę wpisuje się w globalny trend odchodzenia od paliw kopalnych na rzecz energetyki odnawialnej, który wymaga jednak gigantycznych nakładów już rekordowo zadłużonego świata.


Jak twierdzi prezes PGE miejsca na wzrost zadłużenia w bilansie kierowanej przez niego grupy nie brakuje, banki są ponoć skłonne tolerować nawet dług netto sięgający sześciokrotność zysku EBITDA (obecnie ten wskaźnik to dla PGE 1,7x). Jest tylko jedno „ale” – zadłużenie rządowe sięga już poziomów widzianych ostatnio po zakończeniu II Wojny Światowej, przynajmniej w przypadku gospodarek rozwiniętych. A rynek długu to naczynia połączone – słabsze podmioty rywalizują z mocniejszymi od siebie oferując wyższe oprocentowanie. Jeśli rządy będą pożyczać więcej i drożej, może się okazać, że koszty odsetkowe zaciągnięcia nowego długu okażą się wyższe niż dziś można kalkulować.

 

Naturalnie, podobne tezy – o przeroście światowego zadłużenia i możliwych tego konsekwencjach – wygłaszane są co jakiś czas przy okazji publikacji kolejnych danych na ten temat i jak dotąd na komentarzach i przepowiedniach całe niebezpieczeństwo się kończyło. Nie szukając daleko - inwestorzy mają świadomość jak szybko przyrasta dług w Polsce, a przecież nie wszystkie dane są podawane do wiadomości publicznej. Mimo to, rentowność 10-letnich obligacji spadła w tym tygodniu do 1,24 proc. i znalazła się na najniższym poziomie od przełomu maja i czerwca i zaledwie 10 pkt bazowych dzieli je od historycznego rekordu (także z tamtego okresu). Jednak warto zwrócić uwagę, że zachowanie naszego rynku idzie tym razem pod prąd światowym tendencjom, a szczególnie odległe jest od zachowania rynku amerykańskiego, gdzie rentowność obligacji 30-letnich wspięła się do 1,69 proc. i jest najwyższa od czerwca. W jedenaście tygodni rentowność wzrosła o 50 pkt bazowych. Ale czy ma to znaczenie choćby w średnim terminie?


W nieco szerszym ujęciu rentowność puka od dołu w linię kanału spadkowego, w którym rentowność obligacji USA pozostawała przez cztery dekady. Do zmiany trendu na rosnący droga jest daleka i – biorąc pod uwagę możliwości banku centralnego – niepewna. Niemniej, nie jest też niemożliwa do przejścia, nawet banki centralne nie są w stanie wygrać z rynkiem. A wzrost rentowności oznacza, że fundusze obligacji nie tylko przestały zarabiać na utrzymywaniu długich pozycji, a zaczęły wręcz na nich tracić. Dla klientów funduszy inwestycyjnych straty na obligacjach w warunkach realnie ujemnych stóp procentowych mogą być wynikiem nie do zaakceptowania. A jest to kamyczek zdolny uruchomić całą lawinę. Tym większą, że jednym z głównych argumentów broniących obecnych wycen akcji na Wall Street (a nawet dopuszczających ich dalszy wzrost) jest ocena zysków i stopy dywidendy przez pryzmat rentowności obligacji skarbowych. Im wyższa będzie ta rentowność w modelach, tym niższą fundamentalną wycenę akcji można uzyskać. Z tego właśnie powodu punkt, w którym znalazła się rentowność amerykańskich obligacji jest tak ważny – ich podejście nieco wyżej otworzy drogę dalszym zwyżkom i może mieć wpływ na Wall Street znacznie większy niż tylko potencjalny wzrost kosztów finansowania przedsiębiorstw, utrata ratingów, itd. Ale zostaje jeszcze pytanie – gdzie masa pieniędzy wycofywana z Wall Street i rynku obligacji skarbowych miałaby się podziać (gdyby do niej doszło)? Cóż, zapotrzebowanie przedsiębiorstw na finansowanie zielonych inwestycji wykracza poza dzisiejsze wyobrażenia. PGE zapowiedziało przecież, że jego inwestycje w sektor sięgną 75 mld zł do 2030 r. To akurat tyle, ile były warte całkowite aktywa grupy w czerwcu. A to przykład tylko z naszego podwórka. Osiągnięcie neutralności klimatycznej zapowiedziały też Chiny, pod przywództwem Demokratów zrobią to zapewne również USA. Zielony ład jest cywilizacyjną koniecznością, ale to nie znaczy, że dojście do niego będzie tanie.


Emil Szweda, Obligacje.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.