Deregulacji w energetyce nie będzie — zadecydował prezydent. Weto dla rządowej ustawy oznacza zablokowanie przepisów, które miały uprościć rachunki, ułatwić inwestycje w mniejsze i średnie źródła OZE oraz zwiększyć możliwość przyłączania do sieci magazynów energii – podał serwis Businessinsider.com.pl.
Prezydent uzasadnił swój wybór m.in. ryzykiem nadużyć i ochroną stabilności systemu, ale biznes mówi o ciosie dla całej gospodarki – napisano.
25 sierpnia prezydent zawetował ustawę o deregulacji w energetyce. W jej zapisach znajdowały się m.in. złagodzenie wymogów dla małych i średnich instalacji OZE, czy uproszczenie rachunków za energię - wskazano
Według ekspertów, weto podtrzymuje archaiczne przepisy niepasujące do dzisiejszego stanu energetyki i utrudnia zaopatrywanie się przez przemysł na własną rękę w czystą energię - zaznaczono
Negatywne stanowisko na temat wpływu weta na biznes wyraziła Konfederacja Lewiatan - napisano
Prezydent tłumaczy swoją decyzję m.in względami bezpieczeństwa, wykluczeniem społeczności lokalnych z procesów inwestycyjnych i ryzykiem nadużyć – czytamy.
Karol Nawrocki się nie zatrzymuje – po zawetowaniu ustawy odległościowej, w kolejnym tygodniu ogłosił odmowę podpisu kolejnych przesłanych mu aktów prawnych, w tym ustawy z 25 lipca o zmianie niektórych ustaw w celu dokonania deregulacji w zakresie energetyki. Dokument wpisywał się w deregulacyjną kampanię rządu, realizując rekomendacje zespołu SprawdzaMY. Jego treść opisano dokładniej w momencie publikacji projektu – warto jednak przypomnieć, że ustawa miała uprościć rachunki, tak żeby były bardziej zrozumiałe i zmienić podstawową formę korespondencji z dostawcami energii na elektroniczną – podkreślono.
Przewidywała także zniesienie wymogu posiadania pozwolenia na budowę dla instalacji fotowoltaicznych od 150 do 500 kW mocy (pod warunkiem produkcji prądu wyłącznie na własny użytek) i podnosiła próg obowiązkowego uzyskania koncesji na wytwarzanie energii elektrycznej przez źródła odnawialne z 1 do 5 MW – zaznaczono w treści.
Kolejny zapis dopuszczał magazyny energii do możliwości korzystania ze wspólnego przyłącza do sieci razem ze źródłem w ramach tzw. cable poolingu – napisano w wyjaśnieniu.
Zapisane w ustawie uproszczenia miały być gestem wobec inwestorów, którzy mogliby łatwiej i szybciej budować nowe źródła wytwórcze — zarówno te przeznaczone do produkcji energii na rynek (w przypadku zwolnionych z koncesjonowania instalacji o mocy 1-5 MW), jak i do zaspokajania własnych potrzeb przez firmy, zwłaszcza produkcyjne. Na czym polegają obecne trudności?
— Koncesja to najbardziej restrykcyjny środek reglamentacji gospodarczej, który należy stosować przy szczególnie dużych inwestycjach o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego. Tymczasem instalacje OZE o mocy powyżej 1 MW nie są dzisiaj niczym wyjątkowym, dlatego zawetowana ustawa przewidywała, że do górnej granicy 5 MW wystarczy mniej obciążający obowiązkami sprawozdawczymi wpis do rejestru wytwórców — tłumaczył Bartłomiej Kupiec, prawnik ze Stowarzyszenia "Z energią o prawie".
— Proces ubiegania się o koncesję nie jest łatwy — tak samo, jak późniejsze wypełnianie związanych z nią obowiązków, takich jak np. przekazywanie informacji technicznych czy obliczanie i zapłata corocznej opłaty koncesyjnej. Potrzebna do tego jest specjalistyczna wiedza i kompetencje prawne, które dla mniejszych wytwórców mogą być dużym wyzwaniem — uzupełnił ekspert.
Jak dodał, zniesienie wymogu posiadania koncesji poniżej 5 MW mocy byłoby ważnym ułatwieniem także dla społeczności energetycznych.
– Ich rozwój zakłada aktualny projekt Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu; treść ustawy wpisywała się w te cele – wskazał.
— Przy wydawaniu koncesji Prezes Urzędu Regulacji Energetyki wymaga od ubiegającego się szeregu dokumentów. Część z nich jest prostsza, a część trudniejsza do przygotowania, dla mniejszych inwestorów bez wykwalifikowanej pomocy prawnej to jednak często kłopot. Obowiązek posiadania koncesji dla mniejszych źródeł odnawialnych to archaizm z czasów, kiedy w Polsce funkcjonowały jedynie duże grupy energetyczne, a instalacje fotowoltaiczne i wiatrowe o mocy kilku megawatów jeszcze nikomu się nie śniły. Energetyka wyglądała wtedy zupełnie inaczej — mówił Piotr Maciołek, analityk rynku energii i były członek zarządu Polenergii.
Przypomniał przy tym, że uzyskanie koncesji to zwieńczenie procesu inwestycyjnego, zwolnione z tego wymogu instalacje do 5 MW mocy nadal musiałyby więc przechodzić całość procedur środowiskowych, planistycznych czy związanych z uzyskaniem pozwolenia na budowę.
— W porównaniu z innymi technologiami, OZE i tak są traktowane bardziej restrykcyjnie. Konwencjonalne źródła energii, np. zasilane gazem jednostki wytwórcze, wymagają koncesji dopiero od 50 MW mocy – dodał Maciołek.
Uzupełnił przy tym, że instalacje OZE bez koncesji mogą pracować tylko w ramach tzw. rozruchu technicznego – energia wchodzi wtedy do sieci, nie może być jednak normalnie sprzedawana na rynku i dopuszcza się jej udział wyłącznie w ramach technicznego rynku bilansującego (zarządza nim operator systemu przesyłowego; mechanizm pozwala utrzymać równowagę popytu i podaży energii w systemie) – czytamy dalej.
Co z odrzuconymi przez prezydenta uproszczeniami dla zakładów produkujących energię na własny użytek? Ze zniesienia wymogu posiadania pozwolenia na budowę dla instalacji PV do 500 kW (zamiast obecnych 150 kW) mieli skorzystać zwłaszcza duzi, przemysłowi odbiorcy, którzy chcieliby budować źródła na terenie własnych przedsiębiorstw.
— Dla dużego zakładu z wysokimi potrzebami energetycznymi taka inwestycja za 1-1,5 mln zł nie różni się niczym od innej inwestycji w infrastrukturę zakładu. Jeśli fabryka zajmuje kilkadziesiąt hektarów i jest w niej mnóstwo wolnych dachów, dlaczego właściciel nie mógłby łatwiej położyć na nich większej liczby paneli? — zapytał retorycznie Maciołek.
— Przy produkcji wyłącznie na własne potrzeby, takie instalacje nie wpływają na sieć dystrybucyjną, pozwalają za to relatywnie łatwo i oddolnie dekarbonizować naszą gospodarkę. Polski przemysł potrzebuje taniej i zielonej energii; weto dla ustawy utrudni mu zaopatrywanie się w nią na własną rękę — kontynuował.
O potrzebach przemysłu, również w kontekście podniesienia progu obowiązkowej koncesji, i lokowania źródeł w pobliżu zakładów, mówi też Bartłomiej Kupiec. — Ułatwień w dostępie do zielonej energii wymaga m.in. unijny Pakt dla czystego przemysłu. Instalacje PV mogłyby powstawać blisko cementowni, rafinerii czy innych zakładów produkcyjnych – wskazał.
Razem z wetem przepadły też ułatwienia w przyłączaniu do sieci magazynów energii w ramach przyłącza dzielonego ze źródłem wytwórczym — instalacją słoneczną albo wiatrową.
Piotr Maciołek mówił, że przepisy przyspieszyłyby i zwiększyłyby liczbę magazynów instalowanych obok istniejących źródeł fotowoltaicznych i wiatrowych, wzmacniając dzięki temu elastyczność całego systemu i poprawiając jego bilansowanie - stwierdzono.
Bartłomiej Kupiec przypomniał z kolei o przepisach dla odbiorców energii - zaznaczono.
— Obywatele wskazują, że rachunki są trudne do zrozumienia i nieprzejrzyste. Ustawa wychodziła temu naprzeciw — każda pozycja na rachunku miała wyraźnie odpowiadać jednej opłacie, a całość byłaby opisana prostym i niespecjalistycznym językiem. Zwiększyłoby to transparentność całego rynku energii. Kolejnym ułatwieniem miała być domyślna elektroniczna forma kontaktu między sprzedawcą energii a jej odbiorcą, przy czym zachowano możliwość dalszego prowadzenia korespondencji na papierze – wymieniał prawnik.
26 sierpnia głos w sprawie weta dla ustawy zabrała Konfederacja Lewiatan. Wyrażona w stanowisku ocena biznesu jest negatywna – decyzja prezydenta jest w niej uznana za krok szkodliwy dla gospodarki. "Przepisy nie wywoływały kontrowersji wśród uczestników rynku, a część z nich była od dawna wyczekiwana przy szerokiej zgodzie na ich wprowadzenie po stronie właściwych organów państwa, operatorów sieci oraz uczestników rynku energii" — mówiła cytowana w komunikacie Paulina Grądzik, zastępczyni dyrektora departamentu energii i zmian klimatu w Konfederacji Lewiatan.
Jak przekonuje organizacja, wraz z wetem przemysł stracił szansę na szybkie obniżanie kosztów energii, a na potrzebę rozwoju OZE wskazują też Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Lewiatan ubolewa też nad utraconą możliwością rozszerzenia cable poolingu (współdzielenia przyłącza) o magazyny – ich pozytywny wpływ na bilansowanie miałby być korzystny nie tylko dla systemu, ale i końcowych odbiorców energii - podkreślono.
Uzasadnienie swojej decyzji Karol Nawrocki przedstawił w obszernym piśmie skierowanym do Sejmu. Czytamy w nim m.in. o możliwej według prezydenta dyskryminacji grup wykluczonych cyfrowo, które miałyby być pozbawione rabatów premiujących komunikację elektroniczną. Najwięcej zastrzeżeń sformułowano wobec uproszczeń przy instalowaniu nowych źródeł - zaznaczył.
Zniesienie obowiązku posiadania pozwolenia na budowę dla instalacji PV od 150 do 500 kW zdaniem Nawrockiego osłabiłoby nadzór państwa, w tym w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa instalacji (w tym bezpieczeństwa pożarowego), i wykluczyłoby społeczności lokalne z możliwości wpływu na inwestycje, która przysługuje stronom w postępowaniu ws. pozwolenia na budowę. Prezydent wyraził obawę o nadużywanie tej konstrukcji przez wytwórców, którzy wbrew zapisom ustawy wcale nie produkowaliby energii wyłącznie na własne potrzeby, tylko sprzedawaliby ją na rynek - napisano.
Największy sprzeciw głowy państwa wzbudziło jednak podniesienie progu dla instalacji wymagających koncesji. Powołuje się przy tym na strategiczny charakter energetyki, która ma ścisły związek z bezpieczeństwem państwa, wymaga więc specjalnej kontroli.
— Rezygnacja z mechanizmu koncesyjnego pozbawia państwo istotnego narzędzia nadzoru nad tempem i kierunkami rozwoju sektora energetycznego, co w szczególności w przypadku inwestycji w odnawialne źródła energii może wywołać poważne konsekwencje — argumentował Nawrocki nie wskazując jakie. (jmk)
Foto: Pixabay.com
Źródło: Businessinsider.com.pl
Konsekwencje weta ustawy deregulacyjnej
