Ubywa osób zdolnych do pracy

Ubywa osób zdolnych do pracy

W kolejnych latach będzie ubywać osób pracujących i nie będzie komu ich zastąpić. Ta luka każdego roku wyniesie średnio ok. 100 tys. pracowników. Konsekwencje zobaczymy np. w emeryturach i podatkach. Sytuacja ludnościowa Polski jest trudna, a wskaźnik obciążenia demograficznego będzie jednym z najwyższych wśród krajów OECD.

Jeszcze dziesięć lat temu Polska liczyła ponad 38,5 mln mieszkańców. Teraz jest nas prawie milion mniej. Na koniec 2022 r. liczba ludności Polski wynosiła dokładniej 37 mln 767 tys. Jak wskazuje Główny Urząd Statystyczny (GUS), w 2022 r. z rejestru ubyło 141 tys. osób – podał serwis Businessinsider.com.pl

Statystycy zwracają uwagę na ujemny przyrost naturalny, który utrzymuje się od 2013 r., a od około 30 lat mamy do czynienia w Polsce ze zjawiskiem depresji urodzeniowej – niska liczba urodzeń nie zapewnia prostej zastępowalności pokoleń. W sumie w ostatnich 12 miesiącach urodziło się 305 tys. dzieci, czyli o około 27 tys. mniej niż w poprzednim roku. Jest to najgorszy wynik w całym okresie powojennym - wskazano.

Niektórzy mogą pomyśleć, że to nic złego. Maleje konkurencja o miejsca pracy, mieszkania. Lepiej kojarzy się mniej zaludniona Skandynawia niż np. Chiny. Ekonomiści jednak przestrzegają przed konsekwencjami rozpisanymi na lata.

— Zmiany demograficzne mają fundamentalne znaczenie dla procesów gospodarczych, przy czym ich wpływ występuje raczej w dłuższym, a nie krótkim okresie — wskazuje w rozmowie z Business Insiderem ekonomista PKO BP Kamil Pastor.

Dodał, że sama różnica między liczbą urodzeń i zgonów nie jest aż tak istotna gospodarczo, jak np. zmiana relacji między ludnością w wieku produkcyjnym a nieprodukcyjnym. Obrazuje to wskaźnik obciążenia demograficznego.

— Z punktu widzenia rynku pracy w najbliższych latach ubywać będzie około 100 tys. osób w wieku produkcyjnym rocznie. Liczba ta będzie maleć do 2027 r., po czym skala ubytku siły roboczej znowu przyspieszy — prognozuje ekspert PKO BP.

Co z tego wyniknie? Ekonomista tłumaczy, że zmniejszająca się liczba dostępnej siły roboczej będzie skutkować m.in. silniejszą presją płacową, z czym będą musieli sobie radzić przedsiębiorcy i nie będzie pozwalać na znaczący wzrost bezrobocia – czytamy dalej.

Ten komfort pracowników może być jednak okupiony potęgowanym napięciem w systemie emerytalnym, gdzie coraz mniej osób będzie pracować na bieżące świadczenia dla ludzi, którzy ze względu na wiek zakończyli aktywność zarobkową.

— System emerytalny w Polsce w uproszczeniu polega na transferze składek z pracujących do emerytów. Im więcej będzie osób starszych, pobierających świadczenia, a mniej wpłacających do wspólnej kasy, tym trzeba będzie więcej dopłacać do emerytur — ostrzega w rozmowie z Business Insiderem ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) Marcin Klucznik.

Ekonomista Santandera Piotr Bielski zauważa też, że przy coraz większej liczbie np. emerytów będzie trudniej spinać wszystko finansowo, co może prowadzić do zwiększania m.in. podatków. Dodał, że przez ostatnie 12 lat ubyło już około 4 mln potencjalnych pracowników - napisano.

Urzędnicy GUS wyliczają, że w latach 2000–2009, w wyniku osiągania wieku dojrzałości przez liczne roczniki urodzone w okresie ostatniego wyżu demograficznego (z pierwszej połowy lat 80. XX w.), obserwowano znaczny wzrost liczebności grupy wieku produkcyjnego oraz jej udziału w ogólnej populacji. Od 2010 r. odsetek tej grupy wieku obniża się, co wynika z przechodzenia do grupy wieku poprodukcyjnego licznych roczników osób urodzonych w końcu lat 50. XX w. oraz z coraz mniejszej liczebności 18-latków, zasilających "wiek produkcyjny" – wskazano.

"Na koniec 2022 r. w wieku produkcyjnym było 22,2 mln osób (o 220 tys. mniej niż przed rokiem), które stanowiły około 58,7 proc. ludności ogółem (wobec 59,1 proc. w 2021 r., 64,4 proc. w 2010 r. i 60,8 proc. w 2000 r.)" — czytamy w raporcie GUS.

To samo opracowanie pokazuje, że od lat nieprzerwanie obserwowany jest wzrost liczby i odsetka osób w wieku poprodukcyjnym. To w tej chwili ponad 8,6 mln osób, a udział tej grupy w populacji wzrósł do 22,8 proc. (z 22,5 proc. w 2021 r., 16,8 proc. w 2010 r. oraz 14,8 proc. w 2000 r.) – napisano w informacji.

"Obserwowane procesy demograficzne wskazują, że sytuacja ludnościowa Polski pozostaje trudna. W najbliższej perspektywie nie można oczekiwać znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny. Niski poziom dzietności, obserwowany od ponad ćwierćwiecza, będzie miał negatywny wpływ także na przyszłą liczbę urodzeń, ze względu na zmniejszającą się liczbę kobiet w wieku rozrodczym" — czytamy w raporcie GUS. Zjawisko to jest dodatkowo potęgowane przez utrzymujący się od szeregu lat wysoki poziom emigracji Polaków za granicę.

Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: czy mając 50 mln mieszkańców, polska gospodarka miałaby silniejszą pozycję? — Intuicyjnie może się wydawać, że populacja większa o 10 mln byłaby czymś jednoznacznie korzystnym, ale moim zdaniem nie jest tak bezwarunkowo — odpowiadał Kamil Pastor.

Dodał, że na obecnym etapie rozwoju demograficznego wydaje się niemożliwe osiągnięcie takiego poziomu populacji bez masowej imigracji, kilkukrotnie przekraczającej skalę napływu obywateli Ukrainy. Zauważa też, że tak silne napływy migracyjne byłyby istotnym wyzwaniem dla równowagi społecznej.

— Porównując dane światowe widać, że kraje notujące szybszy wzrost populacji osiągają przeciętnie niższe tempo wzrostu gospodarczego. Wynika to m.in. z utrudnienia akumulacji kapitału (fizycznego i ludzkiego) ze względu na konieczność podziału względnie stałych zasobów (kapitału, środków budżetowych, liczby nauczycieli itp.) na większą liczbę ludzi — wskazał ekonomista PKO BP.

Ocenia, że dla kontynuowania dalszego rozwój gospodarczego Polski obecnie niezbędne jest zwiększanie jakości obu kapitałów (lepsza opieka zdrowotna, edukacja, nauka).

— Warto też pamiętać, że główną przyczyną rozwoju gospodarczego Polski od 1989 r. było otwarcie się na gospodarkę światową, napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych oraz szybkie włączanie się w międzynarodowe łańcuchy wartości. W tym kontekście różnica populacji rzędu 40 mln czy 50 mln osób nie ma kluczowego znaczenia — podkreślił. (jmk)

Foto: WP Wiadomości
Źródło: Businessinsider.com.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.